Wczoraj w rogu salonu stanęło ważne drzewo. Ważne podejrzewam, bo państwo wyraźnie się nim interesują, czczą je i celebrują, i od góry do dołu ubierają, aż wystrojone jest jak jakaś choinka. Mnie też tak czasem próbują wystroić jak ich coś napadnie ale się opieram. Swoją drogą to przywieźli drzewo z lasu, postawili w rogu i się cieszą jak dzieci, a jak ja im przyniosę jakiś ładny konar i jeszcze na kanapie położę żeby jakaś aranżacja wnętrz była to zaraz dezaprobata jest. Widać mamy inny gust.
Próbowałam dokładnie obejrzeć co to takie ciekawe że państwo tyle czasu na to poświęcają, zamiast drapać mnie po brzuchu jak leżę i wyraźnie się domagam, ale ciągle tylko „Julka idź stąd” więc poszłam się obrazić i przez całe pół godziny zwisałam z kanapy. Lepiej nie ruszać czegoś przy nich jak nie chcą bo zamęczą psa tym swoim jazgotaniem albo będzie afera.
Wiecie jednak, że jestem z natury ciekawska, i jakoś w nocy jak ich zmorzył sen to mnie zmogła ta ciekawość. Zakradłam się do salonu, ale żadne tam stuku puku po kaflach i panelach, bo zaraz by było, tylko cichutko i zwinnie jak ruda łasica. Miałam nosa że dałam sobie wczoraj obciąć pazury wyjątkowo krótko, „chodź Julcia obetniemy pazury żebyś była elegancka na Święta, no widzisz jaka jesteś ładna?”, teraz poruszam się bezszelestnie, jak lampart, tyle że bez cętek.
Podeszłam do tego świecącego drzewka, oceniłam sytuację i delikatnie złapałam w zęby jeden papierek. Pociągnęłam lekko i hyc – papierek spadł. Zaniosłam go na kanapę, oberwałam wstążeczkę, papierek się rozszedł a w środku pierniczek. Lubię pierniczki. Poszłam po drugi papierek, pociągnęłam i siup – spadł. Zaniosłam na kanapę, rozparcelowałam, a tam czekoladka. Też lubię. Tak zjadłam kilka papierków, a w każdym coś dobrego, ósmy był trochę pechowy bo mocno go zaczepili na nitce i jak ciągnęłam to z drzewka spadła jeszcze taka wielka kula i cyk – potłukła się. Potem zleciała jeszcze taka przezroczysta sarna i też się cyk potłukła. Reakcji jednak nie było, czyli że nic złego się nie dzieje. Obrobiłam wszystkie papierki do jakich dosięgłam, po jednym mnie trochę język szczypał, weszłam na ławę zobaczyć czy czegoś ciekawego tam nie zostawili, poprawiłam cukrem z cukiernicy, dopiłam herbatę ze szklanki i położyłam się spać.
A rano oczywiście afera – że pierniczki, że michałki, że kasztanki i malaga, że gdzie teraz będzie do sklepu znowu jechać taki kawał, że laska cynamonu, że bombka ręcznie malowana, że reniferek pamiątkowy co pięć sezonów i dwie przeprowadzki dzielnie się trzymał, że choinka obsypana, że gdzie zioła na trawienie co sobie na rano zaparzyła, że czekolada wtarta w białe pokrowce – co się nagadali to aż mnie głowa rozbolała, więc poszłam do ogrodu. I tylko na Sahitka patrzę wychodząc, że czoło jej się marszczy i kreski na powiekach wydłużają się do uszu, a to znaczy, że coś kombinuje.
Dziś w nocy ze snu wyrwało mnie – cyk! Idę więc na opuszkach do salonu, a tam w świetle lampek pod drzewkiem stoi Sahitek, oczy jej błyszczą, i wśród nocnej ciszy, na elegancko obciętych pazurach, cap! – ściąga z drzewka papierki. Wiecie co będzie rano? Tak. Afera.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz