piątek, 21 listopada 2014

"Powsinoga" czyli o tym co znaczy "przepaść jak chart w kurnik".

Dzisiaj zwiałam ze spaceru. Pani puściła charta ze smyczy i tym razem był to błąd. Powinna była w porę zauważyć, że dziś miałam w oczach szmergla, jednak na fali mojego względnego posłuszeństwa ostatnimi czasy, straciła czujność i zanim się zorientowała w drodze powrotnej niespodziewanie zrobiłam uskok w lewo, dałam nura w chaszcze, dałam dyla i tyle mnie widzieli. Nie było mnie długo, aż pani w stresie przypomniał się wiersz z liceum "tato nie wraca ranki i wieczory" i bała się że mnie też napadli zbójcy że tak długo nie wracam. Nikt jednak nie chciał czekać do wieczora ani tym bardziej do rana żeby recytować poezję, wiadomo, beze mnie padliby z nudów, więc już po chwili dwa samochody szukały mnie po całej okolicy, krążąc na sygnale po wiejskich wertepach. Gwizdek aż ochrypł, auta grzęzły w błocie, żwir sypał się spod kół, okoliczni mieszkańcy postawieni na nogi, poszukiwania zakrojone za szeroką skalę, a ja nic. Przepadłam. W polach głucha cisza, przerywana chrypieniem gwizdka i wołaniem "Jula!", które echo niosło po wsi. Znalazłam się u gospodyni w kurniku. Kury gdakały, pióra fruwały, wiórki z podściółki leciały.

Gospodyni bezskutecznie próbowała wywabić tę rudą lisicę z kurnika, ale ta hasała po grzędach w najlepsze, siejąc spustoszenie. Dopiero autorytet pani, która jednym susem wpadła do zagrody, zadziałał: gromkie "Julia!!!" przywołało ją do porządku i wywołało z kotłowaniny piór i trocin zanim dostała dziobem po szlachetnym charcim łbie. Julka zawleczona do samochodu, gdzie jak zwykle zajęła miejsce na fotelu kierowcy, niepocieszona, że to koniec zabawy. Pani niepocieszona, że będzie musiała płacić za drób. Szczęśliwie kury całe, tylko trochę piór zgubiły. Miejmy nadzieję, że nie padną do jutra na zawał z opóźnionym zapłonem. Gospodyni bardzo miła, nadzwyczaj wyrozumiała, z rozbawieniem stwierdziła, że ta powsinoga "chciała sie tylko pobawić". Pani nie bedzie ani jej ani siebie wyprowadzać z błędu. Jako odznakę dla Równej Baby i na osłodę prozwierzęca gospodyni dostała czekoladki. Za dystans i poczucie humoru.

Kury spacerują po ulicy jak co dzień po południu, tylko tym razem jakieś rozczochrane.

Julka jest dzisiaj niedobrą wersją siebie, czyli Julią. W dodatku siedzi na kanapie jak kura na grzędzie, obrażona, że przez głupią panią nie będzie BARFa z tłustej wiejskiej kury.